Szczęśliwy człowiek, który ufa Panu   Ps 1

 

Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu. On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: „Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”.   (Łk 6, 17. 20-26)

 

Wszystkim, którzy słuchają Jezusa, Jego słowa kompletnie odwracają znany im system wartości. To nie próba przewrotu społecznego ani obalenia starożytnej wizji społeczeństwa, ale Słowo, które jest w stanie zmienić serce i mentalność człowieka, jego podejście do tego, co uznaje on za swoje wartości. Szczęśliwymi Jezus – paradoksalnie – nazywa tych, którzy są biedni, cierpią głód i płaczą. Trzy błogosławieństwa w Ewangelii Łukasza ze względu na formę i treść stanowią całość. Dotyczą ludzi dotkniętych nieszczęściem, niesprawiedliwością, biedą i nierównością – nazywają ich szczęściarzami. To właśnie znaczy greckie słowo makarioi, którym opisywano bogatych, dobrze sytuowanych, szczęśliwych małżonków, sławnych polityków, badaczy – słowem tych, którym sprzyjała fortuna. A przecież biedni, głodujący i płaczący nie są na pewno szczęśliwi w potocznym rozumieniu tego słowa. Na czym polega zatem ich szczęście? Otóż, już dziś należy do nich Królestwo Boże, a w swoim czasie Bóg zaspokoi także ich głód i napełni ich radością. Czy zatem trzeba – albo wystarczy – urodzić się w biedzie, doświadczyć w życiu cierpienia i poniżenia, niesprawiedliwości, aby stać się adresatem błogosławieństwa Jezusa? Oczywiście nie wystarczy. Warunkiem, aby stały się one drogą do Królestwa Bożego jest sam Jezus. To w Nim dla wszystkich biednych i cierpiących wypełnia się proroctwo mesjańskie odczytane przez Niego w Nazarecie (zob. Łk 4,16; Iz 61,1-2). Jezus jest Królestwem Bożym, które przychodzi w pierwszym rzędzie do ubogich, opuszczonych, przygniecionych nieszczęściem. On otrze z ich oczu wszelką łzę i zaspokoi ich głód. Bardzo ważna jest jednak perspektywa ucznia, z której błogosławieństwa powinny być odczytywane. Zwróćmy uwagę, że Łukasz najpierw otwiera swój opis wzmianką o uczniach, a potem wyraźnie wiąże trzy pierwsze błogosławieństwa z czwartym, dotyczącym prześladowanych uczniów Jezusa. Innymi słowy, szczęśliwi są ci, którzy przeżywają swoje ubóstwo, głód, poniżenie, cierpienie i prześladowania jako uczniowie Jezusa, ze swoim Panem. Do nich należy już dziś szczęście trwania w Jezusie, bycie podobnym do Niego, a kiedyś należeć będzie szczęście wieczne. Przekleństwa nie dotykają bogatych tylko ze względu na to, że są bogaci, syci, zadowoleni z życia. Jeśli jednak zdradzają Jezusa, nie dzieląc się tym, co mają z potrzebującymi i nie pamiętając o ludzkiej biedzie i cierpieniu, to stają się adresatami Jego BIADA. Nagroda szczęśliwych i niezaiteresowanych losem innych sprowadzi się do krótkiej chwili przyjemności na ziemi. Potem czeka ich wieczny głód i płacz. Błogosławieństwa i przekleństwa dotykają bardzo realnych problemów dzisiejszego świata: głodu, niesprawiedliwości i wyzysku. Dziś, które jak refren pojawia się w błogosławieństwach wg św. Łukasza, jest czasem próby, łez i cierpienia, ale i czasem przyjścia Jezusa. Zapowiada także przyszłość, w której Bóg wreszcie otrze wszelką łzę i zaspokoi wszelkie ludzkie pragnienie. Nie bez wpływu na nasze miejsce w tej przyszłości jest to, co robimy dziś.

 

Logika i konsekwencja dominują w dzisiejszej Liturgii Słowa. Widzimy ją u św. Pawła, który konsekwencje przyjętych założeń pokazuje tym spośród wierzących, którzy – choć wierzyli w Jezusa – powątpiewali w zmartwychwstanie (zob.1 Kor 15, 12. 16-20). Tak jak podjęta ścieżka rozumowania logicznie prowadzi do konkretnych wniosków, podobnie jest z życiem wiary: obojętnie, którą drogę podejmiemy, musimy się liczyć z tym, że przyniesie konkretne efekty, twarde konsekwencje przyjętych kryteriów. Oto istota koncepcji „dwóch dróg”: konkretne wybory przynoszą oczywiste konsekwencje. Dla pokazania tych oczywistości Jeremiasz używa przykładu drzewa: zasadzone z dala od wody nie przetrwa (zob. Jr 17, 5-8). Naukę o dwóch drogach zastosował też Jezus, ale w sposób zaskakujący. Tych, którzy – wydawało się – cierpią konsekwencje „złej drogi”: ubogich, głodnych, płaczących – nazywa błogosławionymi. Ukazuje pierwotne kryterium dobrej drogi i jednocześnie receptę na szczęście: po prostu zawsze być z Jezusem.